04-01-2011, 13:50
To było tak dawno, że obok godła (bez korony) wisiały portrety Gomułki i Cyrankiewicza. Sklepik szkolny spełniał podwójną rolę - pozwalał zaopatrzyć się w podstawowe przybory szkolne, jak zeszyty, długopisy, linijki, gumki i inne artykuły oraz pozwalał na zakup czegoś do jedzenia.
Ta druga funkcja była bardzo ograniczona, dominowała głównie oranżada w butelkach (woda+CO2+rozbełtana landrynka dla smaku), oranżada w proszku (spożywało się ją jednorazowo - wszystko od razu wsypywało się do buzi, aby efekt spienienia był wielki, lub wylizywało się palcem, który robił się czerwony od barwnika
) i drożdżówki, lub pączki.
Na coś bardziej wyszukanego do zjedzenia trzeba było wyjść ze szkoły, do pobliskiej piekarni (co za zapach świeżego pieczywa!!!) i pobliskiego sklepu mleczarskiego.
Na szczęście czipsów, coli i innych rakotworów nie było. Ostatnio byłem w szkole, w której sprzedawano... hamburgery.
Ta druga funkcja była bardzo ograniczona, dominowała głównie oranżada w butelkach (woda+CO2+rozbełtana landrynka dla smaku), oranżada w proszku (spożywało się ją jednorazowo - wszystko od razu wsypywało się do buzi, aby efekt spienienia był wielki, lub wylizywało się palcem, który robił się czerwony od barwnika

Na coś bardziej wyszukanego do zjedzenia trzeba było wyjść ze szkoły, do pobliskiej piekarni (co za zapach świeżego pieczywa!!!) i pobliskiego sklepu mleczarskiego.
Na szczęście czipsów, coli i innych rakotworów nie było. Ostatnio byłem w szkole, w której sprzedawano... hamburgery.